Forum eHusów Strona Główna


Z Australii o husowianach

 
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum eHusów Strona Główna -> Historia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 7:29, 17 Kwi 2013    Temat postu: Z Australii o husowianach

(Wątek przeniesiony z tematu "Dyskusje"

To rzadki przypadek aby z odległego kontynentu odnaleźć wspomnienia o mieszkańcach Husowa i zdjęcia znanych mi osób z szkolnych lat. Stronkę opracował Bogusław Kot. Nie przypominam sobie tej osoby, niemniej pozostałe osoby pamiętam doskonale. Alfred Curkowicz, chodziłem z nim do jednej klasy, od pierwszej do siódmej. Mieszkał na dole Husowa, około jednego kilometra za sklepem na kamionce. Tadeusz Socha, ten który szył mi ubranko do pierwszej Komunii Świętej. Był świetnym krawcem. Mieszkał też na dole Husowa po lewej stronie drogi, nieco pod lasem, w stronę Chodakówki. Przypominam sobie także jego matkę i siostrę z czasów gdy chodziłem do przymiarki ubranka. Domyślam się ze zamieszczone na stronce zdjęcie wykonane było w Husowie przed ich chałupą. Kazimierz Olech, dobry przyjaciel mojego brata Bronisława. Człowiek o wybitnych uzdolnieniach technicznych. Życzliwy, uczynny i chętny do pomocy. Zachowałem przesłany przez niego dla brata obrazek Matki Boskiej Fatimskiej, wykonany techniką która stwarza wrażenie głębi, przesłany z Australii. O jego technicznych umiejętnościach świadczyć mógł zbudowany wiatrak do mielenia zboża. Swoją konstrukcją niewiele przypominał te, stojące do dziś, już jako zabytki w Markowej

Bogusław tak opisuje szkolne lata:

Z czasów szkolnych zapamiętałem bardzo wyrozumiałego księdza, był kapelanem wojskowym. W Husowie były dwie szkoły, jedna na końcu wioski, a druga w centrum. W tej mniejszej szkole były tylko 3 klasy, a później przechodziło się do szkoły głównej. Wtedy były lekcje religii w szkole, ale jako innowierca mogłem ale nie musiałem zostawać. Jeśli lekcja religii była na końcu zajęć, szedłem do domu ale gdy była pomiędzy innymi lekcjami, zostawałem. Kiedyś jedna z uczennic powiedziała: „proszę księdza, on wierzy w kota”. Ksiądz chodził zwykle z laską, był energiczny, podszedł do dziewczynki i rzekł – „ty smarkulo, sama nie wiesz w co ty wierzysz, jeżeli jeszcze raz usłyszę coś takiego – to ta laska wyląduje na twoich plecach”. Chodzi tu oczywiście o ks. Juliana Bąka

Czasami ksiądz pytał uczniów o coś i nie wiedzieli, gdy więc chciał zawstydzić klasę – pytał mnie. Kiedy odpowiedziałem, ksiądz mówił: „on do kościoła nie chodzi i wie, a wy chodzicie i nie wiecie”.
Gdy ksiądz chodził po kolędzie, zawsze wstąpił do nas do domu, mama zawsze przygotowała jakieś ciasto i herbatę. Porozmawiali ze sobą kulturalnie – tylko biedni ministranci, zostali na polu – bo ich nikt nie zaprosił do środka.
(Tutaj pewna nieścisłość, ponieważ nie przypominam sobie aby ks. Bąk kiedykolwiek chodził po kolędzie. Być może chodzi o innego księdza)

Tu autor wspomnień o sobie:

Ożeniłem się w 1962 roku z Anną Przybyłko i mam dwoje dzieci – córkę Elżbietę (mieszka w Adelajdzie) i syna - Jurka (mieszka w USA).
Mamy w tej chwili 5 wnucząt i oczekujemy kolejnego u Jurka.
Do Australii rodzina Curkowiczów (z małą Elą) wyjechała z Polski w 1965 r. i osiadła w Adelajdzie, gdzie przez całe lata byli zaangażowani w życie Polskiego Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, College Park.


Olech Kazimierz:

Mieszkał w Cooranbong NSW. Zmarł 23 grudnia 2004 r. Oto jego historia życia spisana przez pr. Jana Jankiewicza odczytana na pogrzebie (WPA, 1-2/205/. Kazimierz Olech urodził się 11 listopada 1920 roku w miejscowości Husów, jako starszy z dwóch synów. Jego ojciec był żołnierzem podczas I Wojny Światowej, a po wojnie pozostał w Austrii pracując jako ślusarz w firmie Vienna Stokerau.. Był to człowiek wszechstronnie uzdolniony ( był skrzypkiem, produkował skrzypce, był budowniczym, stolarzem meblowym, szewcem) pracując aż do śmierci w wieku 76 lat w roku 1967. Jego zdolności udzieliły się Kazimierzowi.
Matka była krawcową i pomagała wielu ludziom w potrzebie, zajmując się nawet pielęgniarstwem. Zmarła w wieku 45 lat podczas II Wojny Światowej z powodu pęknięcia wątroby po ciężkim pobiciu kolbą karabinu a następnie stratowaniu butami przez ukraińskiego policjanta w służbie Polskiej Policji („granatowej” – przyp. mój), wysługującej się Niemcom podczas niemieckiej okupacji. Wszystko to zdarzyło się podczas pożegnania młodszego syna siłą zabieranego na przymusowe roboty do Niemiec.


Kazimierz był jedynym dzieckiem z rodziny adwentystów, uczęszczającym do Szkoły Podstawowej liczącej 400 uczniów, co było powodem ciągłych ataków i napaści ze strony większości uczniów należących do kościoła powszechnego. Któregoś dnia w drodze do szkoły został napadnięty przez starszego o sześć lat ucznia i ugodzony nożem w tył szyi. Nóż miał złamany uprzednio czubek i to prawdopodobnie uratowało życia Kazimierza. Z zalaną krwią szyją Kazimierz wrócił do domu, gdzie matka przewiązała mu ranę i odesłała z powrotem do szkoły.
Po ukończeniu nauki w szkole Kazimierz został przyjęty jako czeladnik do warsztatu samochodowego. Jego zdolności mechaniczne mogły przynieść skromne zarobki, co było później bardzo istotne w okresie okupacji, gdy trudno było zdobyć pożywienie, odzież, obuwie i środki medyczne.
Jego mechaniczne umiejętności spowodowały, że Kazimierza wciągnięto do podziemnej struktury Armii Krajowej, gdzie jako mechanik, naprawiał wszelkiego rodzaju maszyny, samochody i broń. Wiele nocy spędził w tym czasie w ukryciu z dala od domu.
Kazimierz został ochrzczony przez pastora (kaznodzieję) Wilhelma Czembora, w wieku 15 lat i odtąd wiernie służył Panu i swojemu Kościołowi.
Po zakończeniu wojny Kazimierz wyjechał do Warszawy, gdzie dobrowolnie pracował przy odbudowie i remoncie budynku przy ul. Foksal 8, służącego później jako siedziba polskiej Unii.
W roku 1956 Kazimierz poznał Rozalię, która w tym czasie była katoliczką. Nie zmuszał jej do przyjęcia swojej religii, ale ona i tak stała się adwentystką samodzielnie studiując Pismo Święte pamiętając ze swego dzieciństwa przykazanie: „Pamiętaj abyś dzień święty święcił”, nie wiedząc dokładnie, który to ma być dzień.
Będąc bardzo zdolnym młodym człowiekiem Kazimierz uczył się dalej i zdobył dwa inne zawody – spawacza i elektryka.
W roku 1959 urodził mu się syn Zygmunt, potem w roku 1960 Janusz (Joe), a następnie córka Elżbieta w roku 1967. W tym też roku zmarł jego ojciec..
Dwa lata później w roku 1969 dla dobra swoich dzieci Kazimierz wyemigrował do Australii. W Polsce w tym czasie trzeba było pracować sześć dni w tygodniu, od poniedziałku do soboty włącznie, o której święcenie trzeba było niejednokrotnie staczać wielkie boje.
W tydzień po przybyciu do Australii Kazimierz rozpoczął pracę w Ford Motor Company w Sydney. W późniejszym czasie zmienił miejsce pracy pracując dla zakładu, w którym usprawniano i remontowano maszyny do układania torów kolejowych; wiele z nich do dzisiaj używanych jest na kolei. Kazimierz był członkiem istniejącego od roku 1890 „Australian Society of Engineers”.
Aby zakupić posiadłość, na którą byłoby go stać, przeniósł się do Cooranbong. Tutaj pracował jako ślusarz-mechanik w fabryce żywności „HCF Sanitarium”, aż do dnia wypadku, w którym utracił zdolność do pracy, z powodu uszkodzenia tyłu czaszki i kości policzka, co w późniejszym czasie powodowało okropne migreny.
Kazimierz był zawsze bardzo dokładny w swojej pracy, poświęcając mnóstwo uwagi szczegółom i detalom, używając w pracy najlepszych materiałów ze szczególnym upodobaniem do stali nierdzewnej, posługując się wypróbowanymi metodami pracy we wszystkim do czego przyłożył swoje ręce.
Ostatnie miesiące swojego życia spędził w łóżku dotkliwie cierpiąc – doglądany troskliwie przez żonę Rozalię w każdej potrzebie. Zawsze jednak był wdzięczny za wszystko cokolwiek uczyniono dla niego w tym przykrym położeniu.
Był do końca świadomy swojej śmiertelności i tego, że śmierć jest tylko stanem krótkiego snu do dnia, w którym powtórnie przyjdzie Pan Jezus, a wtedy ci, którzy zmarli w Chrystusie będą zmartwychwzbudzeni w pierwszym zmartwychwstaniu, obdarowani nieśmiertelnym ciałem i wzięci do niebieskich przybytków, przygotowanych przez Pana dla tych, którzy uwierzą, by potem żyć z Nim wiecznie.
Był członkiem Polskiego Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Newcastle-Wallsend...”


Wywiady przeprowadził, spisał i opracował – Bogusław Kot

Cały materiał można przeczytać tutaj :
Kod:
 http://www.dandypolish.org.au/articles/1336


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:49, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Otrzymałem wiadomość od autora powyższego wątku. Przesłał ja na moją stronkę w księdze gości:

Komentarz pochodzi od Boguslaw( eib_kotoptusnet.com.au ), 26.04.2013 10:57:59:
Panie Jozefie, nie jestem Husowianinem, choc losy wojny "polaczyly" mnie z Husowem. Moja mama musiala zajac sie handlem zeby zarobic na przezycie (tato zostal zwolniony z pracy i byl z nami w domu). Mama biedulina czesto odwiedzala Husow i okoliczne wsie - mielismy znajomych w Husowie, ktorzy nam pomagali w tym trudnym okresie. Odnalezlismy sie przypadkowo i... wszedlem na Panska strone - zaskoczenie. Przerzucilem szybciutko Panskie wiersze, ale napewno wroce do nich - maja tak glebokie mysli... sa po prostu uduchowione i - takie proste z zycia... tyle w nich optymizmu! Za chwile wejde na wiersz "Zaplakana jesien" - bo u nas teraz jest jesien! Boguslaw z Australii


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:29, 27 Kwi 2013    Temat postu:

I kolejna wiadomość od Husowian z Australii. Tym razem wysłana pocztą E-mail :

Szanowny Panie,
miło mi było gdy od webmastra "dandypolish...." otrzymałem informację o komentarzach - m.in. Pana.
Było to akurat po powrocie z Adelaidy i zaraz ruszyłem do akcji. Zadzwoniłem do Alfreda Curkowicza i przeczytałem mu treść Pańskiego maila - był "w skowronkach", ucieszył się bardzo. Alfred nie para się komputerem i ustalilismy, że podam Panu jego numer telefonu - oto on: (.............)
Natomiast jeżeli Pan może podać swój numer telefonu - to Alfred zadzwoni do Pana.

Jaki dziś świat jest malutki i jak łatwo jest się odnaleźć - jeżeli oczywiście mamy te jak ja to nazywam "piekielne maszyny" (komputery) - czasami to one takie są jak nie chcą działać i płatają psikusy.

Przed chwilą rozmwiałem z Tadeuszem Sochą - on jest "nowoczesny" i przesłałem mu Pana namiary - napewno skrobnie do Pana kilka słów.
Może podam Panu jego namiary: (....................)

Odcinek "Z pożółkłych kart przeszłości" o Husowie chodził mi po głowie od kilku lat, aż wreszcie go zrealizowałem... i cieszę się bardzo - bo dnaleźli się ludzie, znajomi...

Narazie pozostawiam Pana z Alfredem i Tadeuszem... i pozdrawiam serdecznie z dalekiej Australii

Bogusław Kot


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Sob 15:31, 27 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
baa
Stały bywalec
Stały bywalec



Dołączył: 16 Sie 2007
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Nie 20:37, 28 Kwi 2013    Temat postu:

Rzeczywiście, jaki ten świat malutki...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:47, 06 Gru 2013    Temat postu:

W połowie listopada otrzymałem mail od Tadeusza z Australii. :

Witaj Józefie !
Dziękuje bardzo za książke o Husowie , przeczytałem do końca podziwiam Twoje zdolności pisarskie
Przypomniałeś mi tyle osób o których bym nigdy nie wspomniał ,chociażby Magoń bibliotekarz. Kilka razy
pożyczałem książki w bibliotece i zawsze mi doradzał ktćrą warto przeczytać .Lubiłem czytać ale nie miałem za wiele czasu ze
względu na mój pracochłonny zawód krawiecki (jestem szczęśliwy że tu nie muszę wykonywać tego zawodu)
Dużo wspomnień o których przeczytałem sa bardzo żywe w mojej pamięci i teraz odżyły.
Szkoda ze nie możemy spotkać się razem i porozmawiać, powspominać dawne czasy tyle ciekawych rzeczy
które warto zachować w pamięci.

Ze względu choroby mojej żony, nie mam tyle czasu dla siebie, niektóre obowiązki domowe i wizyty lekarzy
zabierają czas.Nie wspomniałem jaka choroba otóż żona dostala wylew krwi do mózgu miała paraliż w prawej nodze
ale dzięki Bogu paraliż ustąpił i jest prawie dobrze tylko jeszcze stosujemy odpowiednie gimnastyki
pod kierunkiem fachowców w tej dziedzinie.
Wiem ze to moje pisanie jest nie ciekawe, morze innym razem znajdę coś ciekawszego.
Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Ciebie i Twojej rodziny.

Tadeusz

-----Original Message----- From: Józef Jeżowski
To: Ted Socha
Subject: ksiązki

Ps.
Nieco wcześniej rozmawiałem telefonicznie z Alfredem Curkowiczem, moim szkolnym kolegą. Miłe wspomnienia z lat szkolnych i opowiadanie o dalszych losach, już w dorosłe życie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Pią 13:44, 06 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum eHusów Strona Główna -> Historia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Bright free theme by spleen stylerbb.net & programosy.pl
Regulamin