Forum eHusów Strona Główna


Osiedleńcy ( obrazek z powojennych lat )

 
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum eHusów Strona Główna -> Historia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:56, 09 Gru 2012    Temat postu: Osiedleńcy ( obrazek z powojennych lat )

Pierwsza grupa polskich osadników licząca ok. 500 osób przybyła do Koszalina 9 maja 1945 r. Cztery miesiące później nowo przybyłych z różnych stron kraju Polaków było już w mieście ponad 10 tysięcy. Z ruin niemieckiego Köslina rodził się polski Koszalin.

Osiedleńcy

Przyjeżdżali by rozpocząć nowe życie – bo ich domy rodzinne zostały zburzone lub zasiedlone tymi, którym domy zburzono, zaś w Koszalinie czekały puste i w pełni wyposażone mieszkania. Tu znajdowali pracę w tworzących się zakładach pracy kontynuujących produkcję, którą przed wojną zajmowali się Niemcy (jak fabryka konserw rybnych czy fabryka mebli); tutaj też próbowali otworzyć własny interes: sklepik, kawiarenkę, zakład usługowy. Początkowo była to prawdziwa mozaika regionów i dialektów. Jeden z pionierów, nieżyjący już Józef Leitgeber wspominał, że gdy się szło ulicami tamtego Koszalina i słyszało, jak mówią i rozmawiają mijani Polacy, łatwo było odgadnąć, skąd dana osoba przyjechała: gnieźnianie i poznaniacy mówili swoją poznańską gwarą, lwowianie i pochodzący z Galicji wyróżniali się śpiewnym i melodyjnym dialektem. Po paru wypowiedzianych słowach można było rozpoznać wilnianina czyli „wilniuka" przed sobą, równie rozpoznawalna była charakterystyczna mowa „rodaków ze stolycy". Każdy z przybyszów przywoził ze sobą cząstkę swojej dawnej „małej ojczyzny" z której był dumny: świadczyły o tym nawet sklepowe szyldy: restauracja Gnieźnianka Rocha Witka polecała „wyborowe wódki, pierwszorzędne obiady i smaczne zakąski po najniższych cenach". Kwiaciarnia i owocarnia Poznanianka pana Floriana Czajki (ul. Zwycięstwa 21) oferowała bukiety ślubne i wieńce. Był salon „fryzjerzy warszawscy" i warszawskie sklepy spożywcze. Podróżujący latem 1945 r. po Pomorzu Zofia Dróżdż i Władysław Milczarek wspominali w swojej książeczce "Zakochani w Pomorzu" o miłej kawiarence „Warszawianka", w której „za tanie pieniądze można dostać kawy, dobrego ciasta i słodyczy. Gosposia jest młoda i kocha się w kwiatach – całe kolekcje róż upiększają czyściutkie prostokąty stolików. Tutaj przed wieczorem schodzą się młode pary."

Kupię - sprzedam - zamienię

Specyficzną atmosferę tamtych pierwszych powojennych miesięcy oddają w jakimś stopniu zachowane egzemplarze dziennika „Wiadomości Koszalińskie" redagowanego przez czteroosobową redakcję i kolportowanego skromnymi środkami, co można wywnioskować z takiego oto ogłoszenia: „Administracja "Wiadomości Koszalińskich" kupi rower męski z dużym bagażnikiem, względnie trójkołowy wózek rowerowy. Zgłaszać się proszę ul. Wyspiańskiego 12" (tam mieściła się siedziba redakcji).

Zamieszczane w Wiadomościach Koszalińskich anonse w ogóle są ciekawym źródłem informacji o życiu „koszalińczyków" (jak wówczas pisano o mieszkańcach Koszalina) owej jesieni 1945 r. Pośród ogłoszeń o zaginionych psach i unieważnionych dokumentach pojawiały się egzotyczne już dziś reklamy, np. pracowni gorsetów T. Kaczyńskiej (Koszalin ul. 1 Maja 16). Biuro Powierniczo - Buchalteryjne (Koszalin, ul. Marsz. Rokossowskiego 3, mieszkanie ob. Opałkowskiego) ogłaszało, że prowadzi księgowość handlową i przemysłową, sporządza bilanse, porządkuje zaniedbaną księgowość itp. Swoje usługi polecały specjalistki: „Akuszerka K. Cegiełkowska rozpoczęła przyjęcia „dla niemających opieki w domu rozwiązanie porodów może nastąpić u mnie na miejscu - Koszalin, ul. Czysta 5." „Przyjmowanie porodów, udzielanie porad ciężarnym, stawianie baniek, robienie zastrzyków i inne zabiegi ul. Wjazdowa 12." Trzeba przy tym przypomnieć, że w mieście był do dyspozycji tylko jeden (!) lekarz, zaś pojawienie się być może pierwszego prawnika odnotowane zostało w październiku 1945 r. krótkim anonsem: „Osiedliłem się. Franciszek Grabski – Adwokat, Koszalin, ul. Zwycięstwa 55."

Tania marmelada!

Drukowane w gazecie anonse, dzięki którym można dziś próbować odtworzyć klimat tamtych miesięcy stanowiły jedynie niewielką część ogromnej mozaiki ogłoszeń, obwieszczeń, afiszy i reklam rozklejanych w mieście na własną rękę przez ówczesnych mieszkańców Koszalina. Tak skomentował to anonimowy poeta w wydrukowanym w Wiadomościach Koszalińskich żartobliwym wierszyku:

Jeżeli dzienną spacerujesz dobą
Oko Twe cieszą przeróżnymi barwy
Afisze, które są miasta chorobą.
Są głoszenia o wolnej posadzie,
O pralni, maglach, taniej marmeladzie,
Wieczorkach, zabawach, - bracie szalej!
O wykładach biblijnych i tak dalej.
Nawet na bębnie; gdzie kiedyś był kabel,
Ogłasza się "otwarcie". Istna Wieża Babel.
Z afiszów dowiesz się dziś, ile
Było dotychczas zabaw w Koszalinie;
Wystarczy zbierać daty na murach i słupach
Na płotach drzewach i starych chałupach.
Jakby się wyzbyć tej plagi? Społeczeństwo prosi
Niech nasz Magistrat natychmiast ogłosi
Że jeśli nie nastąpi od zaraz poprawa,
To nie odbędzie się w grodzie już żadna zabawa..
Niech władze rozpatrzą nasze rozżalenie
Bo za pół roku grozi miastu zaklejenie.

Młodzi się bawią

Koszalin od początku był miastem młodych, którzy decydowali się zostać „koszalińczykami". Być może dlatego wśród ogłoszeń dominują reklamy kawiarni i restauracji, które pojawiały się w zrujnowanym Koszalinie jak grzyby po deszczu. We wrześniu swoje otwarcie zapowiadał „BAR-DANCING" ALHAMBRA znajdujący się „w ogrodzie Allaha przy ul. Kaszubskiej 17a (w pobliżu gmachu PPR)". W połowie listopada została uroczyście otwarta restauracja Strzelnica (ul. Kościuszki 2. Inauguracyjna impreza składała się z części oficjalnej, po której miał nastąpić wieczorek towarzyski w największej podówczas sali w mieście. „Uprasza się Szanowne Obywatelstwo m. Koszalina o poparcie" zapraszał serdecznie Gospodarz.

Wieczorków i zabaw było zresztą – sądząc z ilości ogłoszeń – mnóstwo: we wrześniu co tydzień gdzieś odbywały się imprezy taneczne: dwie (tylko za zaproszeniami) w sali Teatru Polskiego (budynek dzisiejszego CK105) – atrakcjami były „serpentyny, konfetti, niespodzianki, doskonały bufet". Związek. Zawodowy. Pracowników Kinofikacji (!) urządzał w górnej sali kina „Polonia" przy ul. Grunwaldzkiej wielkie zabawy taneczne (bufet obficie zaopatrzony, orkiestra jazzowa Warszawskiej Dywizji Kawalerii), zaś w jednym z październikowych numerów gazety głoszono: „Wielką nagrodą za znoje tygodnia jest zabawa taneczna w Ogrodzie Obywatelskim w Rogaczewie." Zrujnowane śródmieście również tętniło życiem: Kawiarnia Literacka ul. Zwycięstwa 27 polecała najlepsze ciastka, kawiarnia-cukiernia Pomorzanka oprócz ciastek polecała kawę PRAWDZIWĄ, herbatę PRAWDZIWĄ, mleko, zakąski zimne i gorące, owoce, cukierki i likiery po przystępnych cenach. Kawiarnia Bałtycka ul. 1 Maja 2 (I piętro) zapewniała ,że „tylko tam można się beztrosko i wesoło zabawić się".

Niech żyje bal

Największym wydarzeniem tej jesieni był wielki Bal Prasy (co brzmi dość zabawnie pamiętając o liczebności redakcji Wiadomości Koszalińskich) w sali Teatru Polskiego mieszczącego się w dzisiejszym budynku CK 105. Jak informowano, do tańca grały dwie orkiestry (ZWM i wojskowa), przygotowano 5000 kanapek, 2000 ciastek, 30 tortów, 500 sałatek, 10 tys. butelek wody sodowej („zamiast szampana") i 100 litrów wódki. Wstęp tylko za zaproszeniami, których ilość była ściśle ograniczona do 500, „ażeby była to zabawa, a nie podróż zatłoczonym tramwajem". Stroje dowolne, „obecność najpopularniejszych postaci Koszalina zapewniona". Dwóch wodzirejów miało prowadzić tańce do rana; w programie: „walc, fox-trott, slov-fox, tango, walc angielski, kujawiak i z powrotem to samo". Porządku miała pilnować przy drzwiach wejściowych milicja z bronią automatyczną.

Takie to były czasy.

(z neta)

Ps.

Zamieściłem ten artykuł gdyż wiernie oddaje klimat tamtych powojennych czasów, miast i wsi Ziem Odzyskanych. Proszę zwrócić uwagę na ostatnie fragmenty tego materiału. Wiele miejsca poświecono w nim sprawom rozrywki. Osiedleńcy potrzebowali jej, mimo trudnych czasów i nowej, nie łatwej przecież rzeczywistości w której się znaleźli. Stwarzało to również możliwości poznania się, zacieśnienia więzi wśród tak bardzo różnej społeczności. Podobnie było na wioskach. Pamiętam listy mojej kuzynki, Anny Cieszyńskiej, kilkunastoletniej wtedy panienki, pisane z Miechowic Oławskich do mojej siostry. Opowiadała w nich z radością o zabawach, festynach, dożynkach. Dla niej, był to zupełnie inny, miły i radosny świat, po wyjeździe z cichej i monotonnej Tarnawki. Po trudnych wojennych czasach była naturalna potrzeba rozrywki, zabawienia się, poznania nowych sąsiadów, nawiązania nowych przyjaźni.W tamtych nowych warunkach było to bardzo ważne dla integracji tego, tak różnorodnego środowiska. W późniejszych latach takie towarzyskie imprezy był poniekąd sterowane przez" Władzę Ludową". Służyły celom jej umocnienia, celom politycznym. To było później. Tamte, pierwszych lat powojennych były spontaniczne i wynikały z innych potrzeb tego środowiska.

Inne czasy, tak bardzo różne od dzisiejszych w każdej sferze życia. Biedne, ale równocześnie radosne, bo niosące nadzieję na lepszą przeszłość. Cokolwiek by nie powiedzieć, ta lepsza przyszłość po latach stawała sie faktem. No może z jednym wyjątkiem. Wtedy była "tania marmelada" Mruga

Dorzucę jeszcze słówko o tej "marmeladzie" z wczesnych lat powojennych. Niekiedy matka wysyłała mnie do sklepu "na kamionce" po zakupy. Wykaz artykułów był najczęściej podobny. Litr nafty do lampy naftowej, gdyż elektryczności wówczas w Husowie nie było. 10 dkg. drożdży, kilogram cukru i kilogram marmolady. Do sklepu dostarczano ja w drewnianych skrzynkach 50x25x10 . Pan sklepowy kroił ją nożem na mniejsze kawałki i kładł na wagę. Była w konsystencji nadającej się do krojenia, ale z łatwością można było nią posmarować kromkę chleba. Najczęściej też służyła do tych celów. Chleb z masłem i marmoladą na śniadanie czy kolacje był dla nas znakomitym posiłkiem i kubek mleka do popicia. Wędlina była od wielkiego święta a w zwykłe dni pojawiała się bardzo rzadko. W sklepach skupywano wówczas kurze jajka. Dla wiejskich gospodyń była to doskonała forma płatności za zakupione artykuły. Niekiedy po zrobionych zakupach przynosiłem mamie kilka złotych w rozliczeniu za sprzedane jajka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Nie 12:59, 09 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum eHusów Strona Główna -> Historia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Bright free theme by spleen stylerbb.net & programosy.pl
Regulamin