Forum eHusów Strona Główna


Powojenne lata w Husowie
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum eHusów Strona Główna -> Historia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:57, 13 Mar 2009    Temat postu: Powojenne lata w Husowie

Okres moich przeżyć i wspomnień z czasów wojny opisałem w temacie "Wojna oczami małego chłopca" Natomiast w temacie "Powojenne lata w Husowie" chciał bym zamieścić garść wspomnień z lat 1946--1960, czyli z okresu kiedy mieszkałem w Husowie. Oczywiście nie będzie to kronika Husowa, gdyż to powinno spisywane być na bieżąco. To pozostawiam innym. Chcę jedynie opisać pewne wydarzenia, fakty dotyczące mnie, mojej rodziny, a także pewien zarys sytuacji społecznej Husowa a również kraju, oraz niektóre wydarzenia które w tym czasie miały miejsce w Husowie.
I jeszcze jedna uwaga. Wszystkie moje wspomnienia zapisane w temacie "HISTORIA", są do do dyspozycji mojego przyjaciela, Marcina Boratyna. (login, Borys Tenes) Cenię jego wielki wkład w opracowanie historii Husowa, znam również jego ambitne plany na przyszłość w tym temacie. Jeśli moje wspomnienia będą w jakimś stopniu dla niego użyteczne, chętnie nimi służę.

Cdn.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Czw 13:37, 12 Lut 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 11:28, 14 Mar 2009    Temat postu:

EMIGRACJA

A zatem jakie były te powojenne lata. Wprawdzie wojna nie ominęła Husowa, niemniej potraktowała go ulgowo. Nie było tu ofensywnych działań wojennych, strat i wielkich zniszczeń, To co było to tylko pojedyncze przypadki ludzkich tragedii, nieszczęść spowodowanych okolicznościami wojny. Karta mobilizacyjna którą otrzymał ojciec w sierpniu 1939 roku, nie budziła już lęku mojej rodziny że ojciec zostanie skierowany na front. To zagrożenie było największe kiedy Polskie Wojsko w pierwszym tygodniach wojny stawiało opór najeźdźcy. Również wydany przez niemieckie władze okupacyjne dowód osobisty "Kenkarte" (Karta rozpoznawcza) przestały obowiązywać. Świadomość zakończenia wojny przyniosła ogromną ulgę i radość. Zaczynało się coś nowego. Był to okres nadziei na budowanie lepszego jutra. Komunistyczna propaganda zachęcała do osiedlania się na ziemiach odzyskanych. W tym czasie w Husowie, głód ziemi był bardzo dotkliwie odczuwany. Każdy skrawek ziemi był uprawiany i wykorzystywany. Tam gdzie nie można było uprawiać ziemi konno, uprawiano ją ręcznie. Niejednokrotnie obserwowałem jak nasz bliski sąsiad Henryk Ferenc zmagał się z uprawią kawałka swojej ziemi o takim nachyleniu, że przewracał się na nim koń ciągnący pług. Był to czas migracji ludności w poszukiwaniu lepszego życia. Co odważniejsi, wyruszali na zwiady na ziemie odzyskane, przed podjęciem ostatecznej decyzji wyjazdu z Husowa. Najliczniej osiedlano się w rejonach Świdnicy, Brzegu, Opola, Wrocławia, a rzadziej i najpóźniej w rejonach gdzie obecnie ja zamieszkuję, czyli Pomorza.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Nie 15:58, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:27, 15 Mar 2009    Temat postu:

Dla pełniejszego obrazu ówczesnej sytuacji społecznej Husowa, ale nie tylko, bo przecież zjawisko migracji ludności po wojnie było zjawiskiem powszechnym w kraju a także w Europie, ten watek rozwinę nieco szerzej, gdyż był on bardzo ważnym i istotnym elementem tamtych powojennych czasów.
W tamtym okresie możliwości informacyjne były nie porównywalne do dzisiejszych. Nie było telefonów, telewizji, radia. a prasa ukazywała się również w ograniczonym nakładzie. A zatem powszechną formą informacji był przekaz ustny. W tym dziele ważną rolę dla husowian odegrał prof. Wincenty Styś. Doradzał w jakie rejony można wyjeżdżać , zajmować gospodarstwa, osiedlać się. Kiedy w 1946 roku mój wujek, Jan Cieszyński, mieszkający wówczas w Tarnawce w opuszczonej wcześniej przez prawosławnego duchownego plebanii, podjął decyzję o wyjeździe na ziemie odzyskane, do miejscowości Miechowice Oławskie, również i mój ojciec miał taki zamiar. Pamiętam że robiono pewne przygotowania do wyjazdu, jednak ostatecznie zrezygnowano z tego zamiaru, jak sądzą przez sentyment do skrawka ojcowizny, na której pracowali nasi dziadkowie i pradziadkowie. Po wyjeździe wujka, ożywiła się listowna korespondencja. Pamiętam czytane na głos przez ojca, listy od wujka, w których dość szczegółowo opisywał swoje nowe, duże gospodarstwo, ale i rózne problemy związane z jego prowadzeniem. Nasz "sojusznik" i wyzwoliciel, Związek Radziecki, zniszczony działaniami wojennymi, zabierał w formie reparacji wojennych maszyny, ciągniki, urządzenia, z terenów wyzwalanych przez Armię Radziecką. A zatem były trudności z uprawą ziemi. Organizowano wyjazdy do Husowa i okolicznych wiosek po po zakup koni. Przypominam sobie jedną z takich akcji, kiedy wujek i kilku innych gospodarzy zakupili 11 koni i wynajętym od PKP wagonem przewieźli do Miechowic.

Cdn.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Nie 21:02, 15 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:51, 20 Mar 2009    Temat postu:

W roku 1947, czyli w rok po wyjeździe wujka na ziemie odzyskane, w odwiedziny do niego wybrał się mój ojciec i siostra Emilia. Był mile zaskoczony tym co tam zobaczył. Wszystko było nie porównywalne do tego co było w Husowie. Duży murowany dom w którym zamieszkał wujek, ogromna stodoła, stajnia, obora, chlewnia, magazyn na nawozy sztuczne, i kilkanaście hektarów równinnej, żyznej ziemi. Z pewnością niemiecki gospodarz tego wielkiego majątku z żalem opuszczał swoje gospodarstwo. Cóż, wojna ma swoje prawa, to co dla jednych jest stratą, dla innych jest korzyścią. Tak było i w tym przypadku. Miechowice Oławskie to ładna nie wielka wioska, z stacyjką kolejową, kościołem, niestety częściowo zniszczonym działaniami wojennymi, szkołą, i murowanymi domami.( w Husowie większość domów była wtedy z drewna i pod słomianą strzechą) Czekaliśmy na powrót ojca i siostry. Doskonale pamiętam dzień ich przyjazdu.Wujek obdarował ojca rozmaitymi rzeczami które były mu zbędne. Jednym z nich był piękny zegar ścienny z porcelanowym blatem i ozdobnym motywem kwiatowym. Ciekawym sprzętem który ojciec przywiózł było urządzenie do wyciskania twarogu. Jednak dla nas mało przydatne, gdyż nie mieliśmy tyle mleka . Niemiecki "bauer" miał zapewne z 50 krów a my mieliśmy tylko dwie, a czasem jedną. Również i ja otrzymałem kilka ciekawostek, a wśród nich był bucik, z ładnej brązowej skóry, na podeszwie z tworzywa, co wówczas było nie spotykane, ale był tylko jeden, prawy. Trochę za mało do pełnego szczęścia. Wprawdzie ojciec trudnił się trochę szewstwem i dorobił mi drugiego, ale nie byłem z tego szczęśliwy bo znacznie różnił się od tamtego i nie chciałem w nich chodzić do szkoły.W późniejszych latach, kiedy już pracowałem, odwiedzałem wujka. Dobrze się tam czułem. Przypominam sobie święta wielkanocna, kiedy odwiedziliśmy wujka wraz moim bratem. On przyjechał do niego z Gliwic, a ja z Lubania Sląskiego. Było to w roku 1964. W chłodny ranek szliśmy do kościoła na rezurekcję do oddalonego o trzy kilometry miasteczka Wiązów.

Cdn.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:56, 22 Mar 2009    Temat postu:

Jak już wspomniałem, lata czterdzieste i pięćdziesiąte były okresem nasilonej migracji polaków. W tym też czasie było zawarte porozumienie między rządem polskim i ZSRR, o ułatwieniach do powrotu naszych rodaków, internowanych w głąb Związku Radzieckiego, zwłaszcza w odległe rejony północno-wschodnie, do bezkresnych stepów Kazachstanu, na Syberię, Republikę Komi, Workuty, a nawet Wysp Sołowieckich zaledwie 150 km. od koła podbiegunowego, i wielu innych miejsc, które nie przypadkowo zyskały miano "Nieludzkiej Ziemi" Katorżnicza praca przy wyrębie lasow, w kopalniach różnego typu przynosiły śmiertelne żniwo.Wielu polaków wróciło też do kraju z terenów które po wojnie zajął Związek Radziecki czyli tak zwanych Kresów Wschodnich, Dla tego akcja ta przyniosła ówczesnym rządom polityczny i gospodarczy sukces, a rodakom szansę na powrót do kraju. W ówczesnej prasie, bo ta była bardziej powszechna, zamieszczano zdjęcia z dworców kolejowych, pokazujące powrót repatriantów, którzy z swoim nędznym dobytkiem przeładowywali się do samochodów, czy na furmanki, i udawali się do swojego miejsca przeznaczenia. Ale wróćmy do spraw husowskich. W roku 1948, również i moja matka odwiedziła swojego brata (a mojego wujka) w Miechowicach. Jej wrażenia były bardzo dobre. Była zachwycona wielkością gospodarstwa, ładnym równinnym położeniem, tak odbiegającym od husowskiego krajobrazu, i tak zwaną "życiową przestrzenią" której w Husowie wszystkim brakowało. Nie była szczęśliwa z decyzji ojca, o rezygnacji z wyjazdu i pozostaniem w Husowie.
Tematowi migracji poświęcę jeszcze jeden rozdział, ponieważ chciał bym podkreślić również inne zjawiska z tym wiązane, występujące w tamtym okresie

Cdn.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Pon 6:22, 20 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:23, 24 Mar 2009    Temat postu:

To co chciał bym tu poruszyć, nie wiąże się wprawdzie z samym Husowem, niemniej, jak wspomniałem na wstępie, chciał bym tu opisać pewne zjawiska ogólnokrajowe, występujące w tamtym okresie. Podróżowanie nie przypominało w żadnym stopniu tego które widzimy obecnie. Ale też i cel wyjazdu był zupełnie inny. Wyjeżdżało się zwykle "w interesach" Pojęcie wyjazdu na wczasy czy urlop wypoczynkowy prawie nie istniało.Znaczna grupa podróżnych byli to tak zwani "szabrownicy" Jechali z południa Polski na Ziemie Odzyskane po łup. W opuszczonych poniemieckich domach, których przecież nikt nie pilnował, było niemal wszystko, lub prawie wszystko. Wyjeżdżające w pośpiechu niemieckie rodziny zabierały z sobą tylko rzeczy najpotrzebniejsze, niezbędne do przetrwania krótkiego okresu. W początkowym okresie po wojnie, administrację tych terenów sprawowały wojskowe władze radzieckie, i dopiero stopniowo przekazywano ją administracji polskiej. Jako Ciekawostką podam tutaj spis sprzętów które pozostawiła niemiecka rodzina w domu w którym zamieszkali moi teściowie. a obecnie ja mieszkam. Zachował się z tamtego okresu pożółkły już FORMULARZ SPISOWY z datą 8. 09. 1946 roku:

Wykaz ruchomości.

Łóżka.............................2 szt (jasny brąz)
Szafa............................. 1 " "" ""
Nocne szafki... ............... 2 " "" ""
Bieliźniarka......................1 " "" ""
Krzesła............................6 " "" ""
Bieliźniarka dziecinna........1 " "" ""
Umywalka........................1 " "" ""
Zegar stojący (zepsuty).....1 " "" ""
Kanapa.............................1 " ciemno zielona
Fotele...............................2 " "" ""
Kozetki.............................2 " "" brąz
Szafka naczyniowa............1 " Jasny brąz
Stoliczki............................2 " ciemny brąz
Stół kuchenny....................1 " biały
Krzesła kuchenne ..............2 " """
Kredens kuchenny..............1 " ""
Obraz z dziewczynką...........1 " brązowa rama
Wodniarka kuchenna ?....... 1 " ""
Kuchnia elektr) (zepsuta)....1 " ""
Żerandol............................1 " ciemny brąz. (zachowałem pisownię oryginału)

I na końcu dopisek: Przybliżona cena przedmiotów w obecnym jego stanie w/g cen z sierpnia 1939 roku wynosi 1322 złote

Takie właśnie sprzęty były przedmiotem pożądania szabrowników, którzy przyjeżdżali pociągami z południa Polski, po ten właśnie nie strzeżony, lub bardzo słabo. darmowy łup. Jeżdżono w przeładowanych, często towarowych wagonach, tzw. bydlęcych. Ale nie wszyscy mieli szczęście dostać się do środka, toteż co sprytniejsi wdrapywali się na dachy wagonów, inni jechali na zderzakach.Tak właśnie wrócił od wujka mój ojciec, stojąc na zderzakach. Było to wprawdzie latem, nie mniej był bardzo zmarznięty 500-set kilometrową podróżą na zewnątrz wagonu.
Kolejny odcinek poświęcę mojej dalszej rodzinie, moim wujkom. Ich życiorysy to bogata historia ludzkich losow od czasów pierwszej wojny po drugą. Niestety, znam tylko niektóre szczegóły z opowiadania ich samych lub moich rodziców.

Ps. Obraz i szafa przetrwały do dziś. Szafa spełnia swoją funkcję (niestety) w garażu na podręczne samochodowe sprzęty, a obraz wisi jako pamiątka z tamtych, tak odległych już czasów. Wspomnianą bieliźniarkę sprzedałem nie dawno kolekcjonerowi starych mebli. Była wprawdzie nieco zniszczona, ale miała na na swojej frontowej stronie wykonany piękny motyw kłosów zboża, powoi, i ziół. W kupionym starym domu chciał urządzić jeden pokój w takim właśnie starym stylu. Był trochę uparty i chyba dla tego mu uległem.

[link widoczny dla zalogowanych]

Ten właśnie obrazek z dziewczynką został ujęty w powyższym wykazie
Na dole obrazka podpis R> BORRMAISTER


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Nie 21:58, 05 Kwi 2009, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:53, 28 Mar 2009    Temat postu:

Aby dokończyć temat repatriantów, w tym mojej dalszej rodziny, osiedlających się na Ziemiach Odzyskanych, chciał bym wspomnieć o swoim drugim wujku, Ignacym Romanie. Moja babcia , Marcjanna Cieszyńska-Roman miała dwóch mężów. Dzieci z pierwszego małżeństwa to : Kajetan, Ignacy i Franciszek Romanowie, natomiast z drugiego małżeństwa to Paweł, Jan, Maria i Zygmunt Cieszyńscy. A więc wujków miałem aż sześciu. Ale wróćmy do wujka Ignacego. W latach bodajże 1951, wyjechał z rodziną i osiedlił się na Pomorzu, w powiecie Sławno, a więc około 35 km. ode mnie. Wówczas w głowie zaledwie 11-letniego chłopca nie pojawiła się nawet myśl że po wielu latach również i ja nie daleko Sławna zamieszkam. Nie dawno podjąłem pewne starania aby dowiedzieć się nazwy tej miejscowości. Chętnie pojechał bym samochodem aby zobaczyć gdzie też wujek zamieszkał, jednak nie udało mi się ustalić jej nazwy. Znaczna odległość i utrudniony kontakt z rodzeństwem skłoniły go do wyjazdu z Pomorza. Osiedlił się w sąsiedztwie swojego brata, Jana ktory nakłaniał go do przyjazdu do Miechowic. W ten sposób dwaj bracia zostali sąsiadami. Jednak niedługo potem wujek Ignacy zaczął podupadać na zdrowiu. Dzisiaj domyślam się że była to postępująca choroba "Alzheimera"z wszystkimi jej objawami. Wujek tracił bieżącą pamięć, ale zachowywał tę z lat młodości. Bardzo chciał się spotkać z " Marysią" czyli swoją siostrą, a moją matką, tęsknił za nią. Wychodził niepostrzeżenie z domu i błądząc po okolicy pytał o drogę do .....Husowa, bo musi spotkać się z "Marysią" Jego życiorys to barwna i długa historia człowieka tułacza, którego losy wojny potraktowały bardzo surowo. Przez kilka lat był zesłańcem na Syberii. Opowiadał o tamtych okrutnych warunkach w których przebywali zesłańcy, opowiadał o wzruszeniu i łzach kiedy udało się spotkać tam, na "Nieludzkiej ziemi", drugiego polaka i usłyszeć polską mowę. Słuchałem z zaciekawieniem jego opowieści mimo że miałem wtedy zaledwie kilka lat. Żołnierski los zaprowadził go rownież na ziemię francuską i niemiecką. Podobny los spotkał drugiego brata, Franciszka, którego niestety nigdy nie poznałem. Ten, w wojennej zawierusze znalazł się krajach tropikalnych innego kontynentu, Afryki, gdzie po pewnym czasie zaraził się malarią. Z nędznym zdrowiem i mało znaną u nas chorobą wrocił do Polski, do Husowa. Mieszkał w małej chałupie, naprzeciw sklepu na Górnicy, po drugiej stronie drogi, nieco w "na dół" Czy dziś ta chałupa jeszcze istnieje, trudno mi powiedzieć.. Kiedy gdy mieszkałem w Husowie, była kryta strzechą.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Nie 11:17, 29 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:32, 31 Mar 2009    Temat postu:

Lata powojenne to czas kiedy zacząłem swoją edukację w Szkole Podstawowej w Husowie, którą kierował wówczas od wielu lat, Pan Ignacy Błaszkiewicz, znana i szanowana, ciesząca się autorytetem, postać tamtych czasów. Wówczas szkoła nie posiadała jeszcze patronatu Jana Raka. Ten patronat nadano jej wiele lat później.
Swoje wspomnienia z tamtego okresu opisałem w temacie "Wspomnienia ze starego Husowa" Pozwolę sobie je tu przytoczyć:

"Jak ważnym momentem w życiu młodego człowieka jest chwila rozpoczęcia nauki w pierwszej klasie podstawówki, z pewnością wie każdy z nas. Jednak w czasach kiedy nie było przedszkoli, było to przeżycie wyjątkowe. Młody człowiek, wychowany w cichej i spokojnej rodzinnej atmosferze, znalazł się nagle w środowisku zupełnie odmiennym, hałaśliwym, rozbieganym, rozkrzyczanym, co robiło na nim nie małe wrażenie. Ten moment utrwalił się w mojej pamięci bardzo wyraźnie. Mój jedyny przedszkolny kontakt ze szkołą to moment, kiedy poszedłem z matką zapisać się do pierwszej klasy. Było to chyba w kwietniu, 1947 r. przed rokiem szkolnym. Pan Błaszkiewicz, kierownik szkoły w swoim mieszkaniu, zapisał nazwisko, datę urodzenia, numer domu i to wszystko. Nawet nie widziałem jak wygląda klasa szkolna, a moje zapoznanie ze szkołą było tylko z szkolnego chodnika. Nie byłem przebojowym chłopcem, do dziś mam charakter spokojny, zrównoważony dla tego moje pierwsze kroki do szkoły były pełne lęku i niepokoju. Moi rodzice przyjaźnili się z mieszkającym bardziej na dół od mojego domu, Janem Podolcem który miał córeczkę Wandzię w moim wieku. Charakter miała podobny do mojego. Nie trudno się domyśleć jaki pomysł przyszedł zaprzyjaźnionym rodzicom do głowy. Decyzja została podjęta. Powinniśmy razem chodzić do szkoły.Będzie nam raźniej. Jednak mnie o zdanie nikt nie pytał. Dowiedziałem się o tym dzień wcześniej. Byłem tym zdenerwowany i onieśmielony jej towarzystwem, szukałem różnych wykrętów, ale Wandzia czekała na mnie, co było robić.[ w tamtym czasie nie przepadałem za dziewczynami, później sytuacja diametralnie się odwróciła] Przepraszam za te bardzo osobiste wspomnienia, ale one też pokazują obraz tamtych czasów. Naszą pierwszą wychowawczynią była pani Helena Jaroszewska, nauczycielka z powołaniem i z sercem. Nie była husowianką. Mieszkała w starej trzy klasowej drewnianej szkole, nie wiem czy budynek ten jeszcze stoi, około 300m.na dół od szkoły na górnicy To dzięki niej mogę tych kilka wspomnień z tamtego, odległego już okresu,do swoich rodaków napisać. Nauczyła nas modlitwy, którą zawsze rozpoczynaliśmy pierwszą lekcję, a którą pamiętam do dziś: Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, aby ta nauka, była dla nas z pożytkiem doczesnym i wiecznym, przez Chrystusa Pana naszego, amen. Natomiast po skończonych lekcjach odmawialiśmy inną modlitwę: Dzięki Ci Boże za światłość tej nauki, pragnę abyśmy nią oświeceni, mogli Cię zawsze wielbić i wolę Twoją wypełniać, przez Chrystusa Pana naszego amen. W czasie wielkiego postu rozpoczynaliśmy lekcje pieśnią wielkopostną, jednak było to zwykle jednoosobowe wykonanie p. Heleny bo my nie pamiętaliśmy słów. Jedna z tych pieśni w jej wykonaniu jest mi szczególnie bliska. To pieśń : W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie...Kiedy śpiewana jest w kościele, moje myśli biegną do szkolnych lat, pierwszej klasy. Później przyszły lata "umacniania władzy ludowej, trzeba było tą katolicką tradycję rozpoczynania lekcji, usunąć ze szkoły. Prezydent Bierut, a później towarzysz Gomółka chcieli prowadzić Naród, do lepszego komunistycznego świata bez "zabobonów "jak to wówczas nazywano. Jednak słowa Gomółki powiedziane na jednym z wieców, że ścieżki do kościołów zarosną trawą nie sprawdziły się. Myślę że to jego mogiła na warszawskich Powązkach zarosła dziś trawą, a kościół w Polsce istnieje, oparł się komunistycznej doktrynie, która, o ironio, sama legła w gruzach."


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Nie 17:54, 28 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:28, 31 Mar 2009    Temat postu:

Epizod z Wandzią nie trwał jednak długo, może trzy cztery dni. Oboje nie byliśmy szczęśliwi z pomysłu rodziców. Wnet znalazłem sobie kolegę z bliskiego sąsiedztwa. Nazywał się Józef Kot. Mieszkał blisko mnie, za rzeczką i drogą. Był miłym spokojnym chłopcem i dobrze czuliśmy się razem. Nasze koleżeństwo przetrwało wiele lat pozaszkolnych.Dziś Józef mieszka w Mikołowie na Śląsku, a jego brat Tadeusz i siostra Zosia mieszkają nadal w Husowie, na górze wioski. Odwiedzaliśmy się bardzo często, zwłaszcza latem. Rodzice Józka mieli duży sad, w którym całe lato można było znaleźć coś smacznego. Wczesne czereśnie, jabłka papierówki, gruszki, śliwki. Zawsze wracałem od niego obładowany różnymi smakołykami. Rodzice Józka byli osobami bardzo życzliwymi i mile ich wspominam. W znanym wierszu są takie słowa "Szkolne lata piękne życia chwile, o jak często myślę o was mile" itd... Istotnie, lata spędzone w husowskiej szkole wspominam z dużym sentymentem. Nie była to szkoła stresująca. Jedynym przedmiotem który sprawiał mi trudności była matematyka. Mimo tych problemów nie powtarzałem jednak żadnej klasy, a średnia ocena z tych lat to 4,3 a zatem nie było najgorzej. Nadszedł jednak czas kiedy nasza klasa żegnała husowską szkołę. Pamiętam ten ciepły słoneczny dzień doskonale. Jak co roku uroczysty apel na szkolnym trawniku, pożegnalne przemówienie kierownictwa szkoły, wcześniej wyciągnięcie flagi, i rozdanie świadectw, i tradycyjna piosenka " Upływa szybko życie, jak potok płynie czas" Była to ulubiona piosenka Pana Blaszkiewicza, jednak pożegnanie mojego rocznika już nie było z nim. Odszedł wcześniej na emeryturę, w dość nie jasnych okolicznościach wynikających z nacisków politycznych. Wspominałem o tym w temacie, "wspomnienia z starego Husowa." O moich nie zrealizowanych planach dalszej nauki napiszę w następnym odcinku.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:02, 04 Kwi 2009    Temat postu:

W tamtym okresie o czymś takim jak internet nikt nie słyszał a więc przepływ informacji był bardzo ograniczony. Taką informacyjną rolę spełniały wówczas gazety. Pamiętam niektóre tytuły: Trybunę Ludu, Rolnik Polski, Sztandar Młodych. Gromada, Szpilki, Przyjaciółka, i inne. Długoletni husowski listonosz ,pan Bembenik, zachęcał do ich prenumeraty. Zapewne był polityczny nacisk na listonoszy aby tą komunistyczną oświatę propagowali w swoich rejonach. Moi rodzice prenumerowali kilka tytułów. Rolnik Polski, Trybunę Ludu, okresowo Sztandar Młodych i Przyjaciółkę, czyli gazetkę dla pań która również była przesiąknięta komunistyczną propagandą. A więc w naszej rodzinie nie było najgorzej jeśli chodzi o prasę. Sztandar Młodych był gazetą skierowaną do młodzieży. Właśnie w tej gazecie znalazłem kiedyś dołączony do niej plakat, o naborze kandydatów do szkoły budowlanej w Kielcach. Zainteresowałem się tym gdyż zawód murarza cieszył się w odbudowującej się Polsce dużym uznaniem. Śpiewano o nim piosenki. A więc moim marzeniem było aby zostać murarzem. Dziś można powiedzieć że to tylko tyle, ale wówczas było to, aż tyle. Często wracając ze szkoły obserwowałem pracę murarzy przy budowie nowego Domu Ludowego, w miejsce starego, drewnianego. Była to swego rodzaju elita. Dobrze zarabiali, mieli pomocników na których mogli się wyżywać, pokrzykiwać, a więc byli "kimś." Również o "panach" murarzach wiele słyszałem z opowiadania mojej matki która jako młoda dziewczyna, wraz z innymi dziewczynami i chłopcami, chodziła pomagać przy budowie kościoła, dziś już nie istniejącego. Tak więc możliwość zdobycia zawodu murarza była dla mnie niezwykle atrakcyjna. Jednak moja inicjatywa nie znalazła poparcia rodziców. Dla czego ? O tym w następnym odcinku

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:54, 12 Kwi 2009    Temat postu:

NIE ZREALIZOWANE MARZENIA

Pewnego dnia husowski listonosz p. Bembenik doręczył mi informację ze szkoły w Kielcach że są jeszcze wolne miejsca
i mogę składać wymagane dokumenty.Byłem na rozdrożu. Chciałem zdobyć ciekawy i popłatny zawód,ale moi rodzice widzieli
moją przyszłość zupełnie inaczej, czyli według utartego od całych dziesięcioleci schematu. Jak dorosnę to znajdę sobie
w husowie dziewczynę która w posagu dostanie kawałek ziemi, od nich otrzymam również jakąś część i będę jednym z wielu
husowskich małorolnych rolników.Taka perspektywa nie była dla mnie interesująca. Wprawdzie pomagałem wiele w gospodarstwie
ojca,ale raczej z konieczności niż z zamiłowania.Husowski gospodarz musiał być człowiekiem niezwykle wszechstronnym,
znającym się na wszystkim po trosze. Musiał wiedzieć co zrobić jak krówka nie może urodzić cielaczka, czyli znać się
na weterynarii, potrafić zabić swojego prosiaczka i zrobić z niego wyroby,znać się na agrotechnice, wiedzieć gdzie
wykopać studnię aby była w niej woda, i dziesiątki różnych umiejętności potrzebnych w gospodarstwie. Te rozliczne umiejętności
przerażały mnie.Nie widziałem siebie w takiej roli. Interesowała mnie natomiast technika. Już jako młody chłopiec lubiłem
rozbierać swoje zabawki (na czynniki pierwsze) niestety. Czasem matka pytała dla czego rozebrałem swoja zabawkę, samochodzik
czy coś innego.Odpowiadałem wtedy mało precyzyjnie że chciałem zobaczyć "co jest w środku" Dziś wiem że moja odpowiedz powinna
brzmieć : Chciałem zobaczyć jak to jest skonstruowane.Ale wtedy takich technicznych pojęć jeszcze nie znałem.
Rodzice postrzegali mnie że jestem"psujnik" wszystko potrafię zepsuć. Nie dopatrywali się w tym moich zainteresowań technicznych.
Musiałem z tym poczekać aż będę bardziej samodzielny. A puki co, pomagałem w gospodarstwie rodziców. Zwykle moje obowiązki,
jako najmłodszego w rodzinie, sprowadzały się do roli pastuszka.Pasałem swoje dwie krówki. Nie było to dla mnie zbyt ambitne zajęcie
ale co było robić.Miało ono jednak i swe dobre strony. Pasienie krów nie było zbyt absorbującym zajęciem więc czytałem książki.
Był to okres kiedy przeczytałem ich najwięcej.Wypożyczałem ich w bibliotece którą wówczas prowadził mój niedaleki sąsiad,
Stanisław Magoń.Z tego też względu zyskał przydomek "Bibliotekarz" (W tym czasie mieszkał w Husowie inny Stanisław Magoń,
ale tego nazywano "Prezes") Razem z moim dobrym kolegą Tadziem Noskiem, bywaliśmy częstymi gośćmi w bibliotece,
Tadziu też dużo czytał, a mój sasiad Stanisław doradzał nam co warto czytać.W tym właśnie czasie przeczytałem sienkiewiczowską
trylogię, Potop, Ogniem i mieczem i Pan Wołodyjowski.Tymi wspaniałymi powieściami byłem zauroczony. Do powieści Quo Vadis miałem
na początku pewne uprzedzenie.Akcja działa się nie u nas, obce nazwiska, zwroty, sformułowania sprawiały mi pewną trudność,
ale to tylko na początku. W momencie kiedy zapamiętałem kto jest kto, czytanie wciągło mnie. Czytałem też innych pisarzy,
Żeromskiego, Dumasa, Mickiewicza, Słowackiego i również innych.Był to okres mojego kontaktu z literaturą piękną, a zawdzięczam to
głównie mojemu sąsiadowi, Stanisławowi.Znajomość tej literatury przydała mi się w latach późniejszych, kiedy zacząłem realizować
swoje edukacyjne cele w szkołach już poza Husowem.Były też i inne korzyści wynikające z funkcji pastuszka, ale o tym w następnym odcinku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Nie 16:05, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Acer
VIP
VIP



Dołączył: 27 Lut 2007
Posty: 184
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Husów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:40, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Czytam z wielkim zainteresowaniem od samego początku ten wątek. Brakowało mi takiego spojrzenia na historie Husowa. Choć widzianą przez pryzmat osobistych przeżyć jednak naświetlającą sytuację w ówczesnym Husowie. Najbliższe nam minione czasy, mające wielu świadków, a jednak rzadko pokazywane... może dla niektórych nie stały się jeszcze "historią". Dla mnie fascynująca lektura, za którą dziękuję i gratuluje pomysłu na taki wątek, jak i samej realizacji.
Pozdrawiam - Marek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:21, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Dziękuję Marku za miłe słowa. Tak, to prawda. Jest to pewien przekrój, wypadkowa, życiorysu wielu husowian z tamtego okresu, który już spowija się mrokiem historii. Nie ma tu wprawdzie wydarzeń niezwykłych, a raczej szara codzienność młodego człowieka który jednak dostrzegał że kończy się pewna epoka i trzeba próbować żyć nieco inaczej jak jego dziadkowie. W większości te marzenia pozostawały tylko marzeniami, lub też były realizowane, jak w moim przypadku, z znacznym opóźnieniem. Jednak dawało to również dużą satysfakcję nawet z tych nie dużych przecież osiągnięć. Pozwoliły uwierzyć w siebie, poznać inne życie poza domem swoich rodziców, małym, skromnym i biednym.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 6:42, 18 Kwi 2009    Temat postu:

NA PASTWISKU

Przywilej bycia pastuszkiem należał zawsze do młodzieży (tej młodszej, bo starsza sprytnie unikała tego nudnego zajęcia) i do osób starszych. Z takimi właśnie starszymi osobami , pasącymi swoje krówki w pobliżu mojego pastwiska zaprzyjaźniłem się. Było ich kilku. Jednym z nich był starszy juz człowiek, nazywał się Wojciech Wrona. Był człowiekiem bardzo sympatycznym o miłym usposobieniu, lubił wiele opowiadać, a ja lubiłem go słuchać. Podchodziłem do niego przez miedzę, siadaliśmy obok siebie i zaczynały się opowieści. Pewnie wtedy byliśmy podobni do postaci na jednym z obrazów Chełmońskiego. Mój starszy przyjaciel opowiadał o swoich różnych ciekawych przeżyciach ale jedno z tych opowiadań utrwaliło mi się szczególnie w pamięci. Było tajemnicze i budziło nawet mój lęk. Otóż kiedy był jeszcze młody, dziś oceniam że mogło to być około roku 1895, a więc mógł mieć wtedy około 20 lat, chodził z innymi husowianami do Grzegorzówki. Ta wioska nie daleko Hyżnego znana była wówczas z rzeczy niezwykłej. W jednym z domów miał pojawiać się duch, który przez usta kobiety, być może gospodyni tego domu, przemawiał do zebranych. Kiedy kobieta zapowiadała że za chwilę będzie przez nią przemawiał duch, mówiła to akcentem własnym, kobiecym, natomiast w momencie Kiedy zaczynał przemawiać duch, głos kobiety przybierał męską barwę tonu. Podobno był to duch kapłana. Do tego domu przychodziło wiele osób, również z Husowa i okolic. O tym zdarzeniu opowiadał mi również mój wujek Ignacy Roman o którym tu już wspominałem. Człowiek obyty w świecie, długoletni żołnierz, zesłaniec, polski tułacz, człowiek cieszacy sie poważaniem i szacunkiem. Pewien szczegół zapamiętałem z jego opowiadania. Przyjechał wtedy w odwiedziny do swojej siostry a mojej matki z Kresów Wschodnich, gdzieś z okolic Sokala i również poszedł do Grzegorzówki z innymi osobami z Husowa na spotkanie z duchem. Pod koniec tego spotkania duch poprosił że jeśli ktoś chciał by aby on pomodlił sie w jego intencji , niech tylko pomyśli o tym a on ujawni tę intencję i pomodli się w jego sprawie. Wujka intencją była prosba o szczęśliwy powrot do domu, do Sokala. Po chwili usłyszał słowa: "Jest tu jedna osoba ze wschodu, z Sokala, która prosi o modlitwę o szczęśliwy powrót do domu, pomódlmy się wspólnie w jego intencji" Nie jest moim zamiarem komentować tego w kategoriach :Prawda-nieprawda. Opisuję tylko to, co słyszałem wówczas od kilku osób. Było to w tamtych czasach powszechnie znane i poruszane. Mój starszy przyjaciel opowiadał o wielu innych rzeczach, przerywając czasami swoje opowiadanie narzekaniem na ból nogi (stopy) którą kiedyś przygniótł mu betonowy krąg przy kopaniu studni. Kiedy odwinął bandaż, zobaczyłem gnijące sine ciało. Dziś domyślam się że wdarła się gangrena. Wówczas niemal wszystkie choroby leczono domowymi sposobami, które niestety mogły tylko szkodzić a nie leczyć. Pomagałem mu niekiedy zawracać jego krowy, gdyż chodził z trudem i o lasce. wspomnę jeszcze że Wojciech miał trzech synów. Władysława, Wacława, i Emila. Znałem każdego z nich i w kolejnych odcinkach nieco i nich opowiem
_________________


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Nie 16:11, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeżyk
VIP
VIP



Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Sercem w Husowie. http://poezja120.pl.tl/
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:00, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Znajomość, kontakt z starszymi osobami była dla mnie bardzo cenna. To tak jakby czytanie ciekawej powieści. Te kontakty poszerzały moją wiedzę i działały na wyobraźnię. Przypuszczam że obok treści z książek miały one pewien wpływ na ukształtowanie się mojego charakteru, osobowości, nie obojętnej i wrażliwej. Ale wróćmy do tych osób. Po drugiej stronie mojego pastwiska swoje krówki pasał inny starszy pan. Nazywał się Andrzej Gargała. Była to osobowość zupełnie inna od wspomnianego wyżej Wojciecha. Był to człowiek o twardym charakterze który wiele w swoim życiu przeżył i widział. Jego życiorys to barwna opowieść na kilka tomów. Był żołnierzem, uczestnikiem bitwy pod Verdun we Francji w 1916 roku. Ta okrutna bitwa obliczona była na wykrwawienie przeciwnika i załamanie jego morale. Brało w niej udział około 700 tysięcy żołnierzy walczących z sobą stron, niemieckiej i francuskiej. Pan Andrzej walczył pod dowództwem gen. Henri Philipe Petain, znanego francuskiego dowódcy tamtych czasów. W tej bitwie został ranny. Kiedy przyjeżdżam do Husowa z sentymentem spoglądam na moje pastwisko i przypominam sobie moich starszych przyjaciół. Nie trudno go odnaleźć. Wystarczy zejść od starego kościoła w kierunku na dół, i tuż za biegnącym głębokim wąwozem strumykiem skręcić ścieżką w prawo w dół. Nieco dalej jest (wówczas była) kładka przez rzeczkę i już jesteśmy na miejscu. Tam właśnie był wąski pas ogrodu, ten właśnie mój.Po prawej stronie był ogród Wojciecha Wrony, a po lewej Andrzeja Gargały. Pan Andrzej miał dwóch synów, Wojciecha i Władysława córkę Zofię mieszkajacą obecnie w Maniowie, pow. Świdnica. Znałem całą trójkę, z Władysławem przyjaźniłem się, a u Zofii w Maniowie mieszkałem chyba dwa miesiące. Przyjaźniłem się również z wnuczkami pana Andrzeja (córkami Zofii) Kazią, Janką i Olą. Jako ciekawostkę podam że Ola jest wśród moich znajomych w Naszej Klasie jako Aleksandra Flis-Boratyn. Poniżej wkleję ich zdjęcia.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeżyk dnia Nie 16:09, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum eHusów Strona Główna -> Historia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Bright free theme by spleen stylerbb.net & programosy.pl
Regulamin